Recenzję przygotował Marek Bączyński
Nic sobie tak nie cenię jak odważne filmy. Takie które nie boją się zaprezentować nowych pomysłów lub przedstawić znane już koncepcje w nowej perspektywie. Najnowszy film Ari Astera, czyli Bo się boi (2023) próbuje być tym. Już w samym formacie łączy dalekie sobie gatunki komedii i horroru. Na dodatek Aster podaje nam tą gatunkową mieszankę w absurdalnym i surrealistycznym wydaniu. Wydawałoby się że jest to produkcja szyta pod moje gusta. A jednak mój odbiór jest gorzki.
Powiedzieć że tytułowy Bo Wassermann (Joaquin Phoenix) ma w życiu ciężko to spore niedopowiedzenie. Żyje on w groteskowej i absurdalnej rzeczywistości, w której każdy ma na celu wyrządzenie krzywdy naszemu protagoniście. Dla niego zagrożenie czyha za każdym rogiem. Nawet branie leków jest dla Bo doświadczeniem bliskim śmierci. Największą i najbardziej zniewalającą siłą dla niego jest jego własna matka, Mona Wassermann (Patti LuPone). To właśnie przez 3 godziny widzowie obserwują niewiarygodne starania Bo aby ją odwiedzić.
Aster nie próbuje osiągnąć logiki w swoim fabule. Wręcz przeciwnie, wydaje się że delektuje się tym jak absurdalna jest to historia. Była to na pewno dobra decyzja, która pozwoliła na osiągniecie fascynującej atmosfery. Skąd zatem moje wspomniane wcześniej gorzkie odczucia? Niestety w całym tym szaleństwie reżyser próbuje wykorzystać jak najwięcej pomysłów jak jest to tylko możliwe. Niektóre są lepsze a inne gorsze. Ale nawet te najlepsze zwyczajnie tracą głębie w tym coraz to bardziej chaotycznym zlepku koncepcji i wizji. W naprawdę solidnym początku nie jest to aż tak rażące jak później. Kolejne sekwencje zaskarbiają sobie zainteresowanie widza, lecz zanim mogą w ogóle rozbudować swoją treść i motywy, przechodzimy już do następnej części fabuły. Mamy spektakl widocznie czerpiący z twórczości Charliego Kaufmana, oczywiste inspiracje Kafką, eksplorację toksycznych relacji między matką i synem, i wiele innych. Są to ciekawe tematy do eksploracji w narracji, lecz w Bo się boi są one płytkie. Czasami wręcz można odnieść wrażenie, że losowo umieszczone w fabule, po to aby spotęgować “szaleństwo” odysei Bo bez żadnego większego znaczenia.
Filmowi też nie pomaga, że postać Bo szybko traci w sobie cokolwiek interesującego, co jedynie można znów odczuć na sam koniec. Talent aktorski Joaquina Phoenixa nie uratował tej roli. Potrafię to jednak zrozumieć. Na pewno nie jest to prostym zadaniem, aby w filmie takiego metrażu, postać tak karykaturalna jak Bo pozostała tak samo ciekawa. Z drugiej strony Patti LuPone świetnie zagrała. Każdy będzie w stanie dojrzeć jak bawiła się swoją rolą. Dzięki znacznie mniejszej obecności na ekranie w porównaniu do Phoenixa, jej postać jest istnym żywiołem w niemal wszystkich scenach, w których się pojawia. Można śmiało powiedzieć, że LuPone i Aster wiedzą jak stworzyć na ekranie postać przytłaczającej, dominującej matki i to też nam zaprezentowali.
Najbardziej boli mnie, że w całym miszmaszu inspiracji i myśli widać coś, co mogło być genialnym filmem. Tak bezwstydnie surrealna komedia grozy to naprawdę powiew świeżości. Niestety, pomimo swoich pozytywów, ostateczny produkt jest dla mnie rozczarowaniem.
4/10
3 maja 2023