Radio Aktywne
YouTubeInstagramFacebookSpotify

30 albumów na 30-lecie – czyli płyty, które w ubiegłym roku skończyły 30 lat, cz. 2

cofnij

Artykuł przygotował Krzysztof Szyc

Druga część mojego subiektywnego zestawienia nagrań z roku 1994. Pierwszą możecie znaleźć tutaj. W tej części skupiam się bardziej na płytach, które miały kluczowy wpływ na rozwój szeroko pojętych cięższych brzmień. Zapraszam do lektury.

Mayhem – De Mysteriis Dom Sathanas

Pomnik norweskiego black metalu. Album absolutnie kultowy wśród fanów skrajnej ekstremy, którego historia mrozi krew podobnie jak jego dźwięki. Jedyny album, na którym występują ofiara i morderca. Mimo, że cała norweska scena wzbudzała kontrowersje, to nawet na tle innych zespołów te dotyczące Mayhem były najmocniejsze. Od samobójstwa pierwszego wokalisty i umieszczenia jego roztrzaskanej głowy na okładce live’a po pozostawienie basowych partii Varga Vikernesa na albumie po tym jak ukatrupił gitarzystę swojego zespołu. Wszystkie te kwestie rzutują na odbiór debiutu na równi z jego muzyczną zawartością. Pomimo faktu, iż nigdy nie byłem wielkim fanem black metalu to grzebanie w tamtej scenie przypomina podnietę z czytania historii kryminalnych czy oglądania horrorów. Czy na tle dokonań Emperora, Gorgoroth czy Darkthrone „De Mysteriis Dom Sathanas” wypada wyjątkowo szczególnie? Ciężko powiedzieć, natomiast nie można tej płycie odmówić niepowtarzalnego klimatu.

Nine Inch Nails – The Downward Spiral

W momencie pisania tego opisu ogłoszono koncert Nine Inch Nails na tegorcznym Open’erze, więc tym bardziej skupiłem swoją uwagę na „The Downward Spiral”, płycie która obrosła legendami i dosłownie wciąga w spiralę. Drugie dzieło projektu Trenta Reznora jest uznawana za jego opus magnum. Tworząc album w domu, w którym doszło do masakry grupy Charlesa Mansona na między innymi Sharon Tate, Reznor brnął w odmęty mroku dając ponieść się klimatowi miejsca i swojemu obłędowi. Zamykający płytę utwór „Hurt” jest tego kulminacją. „The Downward Spiral” to concept album, którego słuchanie przypomina jazdę na kolejce górskiej, z której chce się zejść ale się nie da. Mroczna zawartość nie przeszkodziła płycie w jej komercyjnym sukcesie. Do teraz DJ-e chętnie siegają po „Closer” na potańcówach, bo ciężko się do tego nie bujać. Wraz z tym krążkiem industrial wjechał na salony.

Nailbomb – Point Blank

Projekt Nailbomb sporo namieszał na metalowej scenie lat 90. Wokalista Sepultury Max Cavalera i Alex Newport z Fudge Tunnel stworzyli fantastyczną mieszankę groove metalu i hardcore’u podszytego industrialnym noisem. Cavalera świetnie wspomina nagrywanie tego albumu. Był to dla niego czysty fun i odpoczynek od rosnącej w siłę „Sepy”. Ciężko mu jednak uciec od firmowego ryku i ciężko osadzonych riffów. Na tym krążku już czuć co się wydarzy na „Roots”. To raczej w postaci Alexa Newporta powinniśmy szukać tego pierwiastka eksperymentalnego. W przypadku Nailbomb wszystko się skończyło na „Point Blank”, którego mocna okładka budziła kontrowersje. Szefowie Roadrunnera mówili, że to “komercyjne samobójstwo”. “Proud To Commit Commercial Suicide” – tak został nazwany live z ich koncertu na Dynamo Festival, po którym Nailbomb odszedł w niepamięć.

Prong – Cleansing

Prong to przykład zespołu, który zawsze balansował na linii mainstreamowego sukcesu. Dla środowiska formacja ceniona i inspirująca, natomiast mogąca odczuwać niedosyt jeśli chodzi o docenienie przez ogół. Każda kolejna płyta Pronga była zmianą stylistyczną. „Cleansing” to odejście od thrashowych początków na rzecz brudnych tłustych riffów, maszynowej perki i industrialnych wstawek. Dzięki klipom do takich utworów jak „Snap Your Fingers Snap Your Neck” i „Broken Peace” często gościła w MTV znajdując się w swoim najbardziej medialnym momencie. Patrząc na zawartość to jest to zdecydowanie najrówniejszy materiał w ich dyskografii i idealny do rozpoczęcia przygody z tą nowojorską grupą. Każdy młody adept metalowego gitarowania może wziąć sobie ten album na warsztat i wyrobić sobie przy nim „mocną łapę”, którą będzie można później ciosać drewno. 

Pantera – Far Beyond Driven

Jeśli chodzi o metalowe zespoły, które wypłynęły na szerokie wody w pierwszej połowie lat 90 to Panterę możemy nazwać królami tamtego czasu. Od momentu radykalnej zmiany stylu i image’u pod koniec lat 80 Teksańczycy mocno kroczyli wytyczoną przez siebie ścieżką. Korzystając z królewskiej analogii, jeśli płyta „Cowboys From Hell” była wejściem do pałacu a „Vulgar Display Of Power” objęciem tronu, to „Far Beyond Driven” jest przywdzianiem korony. Po tym albumie nikt nie miał wątpliwości, że Pantera jest jednym najważniejszych metalowych zespołów wszechczasów. Na tym krążku znajdziemy wszystko, za co znamy ekipę z południa USA. Ich albumy wydane na początku lat 90 są konsekwentną droga rozwijania swojego stylu, który na „Far Beyond Driven” osiągnął najwyższy wymiar w sferze komercyjnej. Mówimy o płycie, która była na 1. miejscu listy Billboard 200. Nigdy wcześniej ciężkie brzmienia nie były tak wysoko.

Machine Head – Burn My Eyes

30 lat po premierze „Burn My Eyes” cały czas robi piorunujące wrażenie. Miażdżąca produkcja wprowadziła do świata metalu nową jakość, a sam album w chwili premiery stanowił drogowskaz w jaką stronę gatunek może pójść po załamce popularności na początku lat 90. Thrash, groove i hardcore – tymi trzema określeniami można opisać debiut Machine Head i mimo, że była to dość popularna mieszanka w tamtym czasie, to ekipa z Bay Area zrobiła to na tyle przekonująco, że ten krążek stał się klasykiem. W moim przekonaniu „Burn My Eyes” jest pomostem między starą szkołą a nową falą heavy metalu z początku XXI wieku. Ta płyta była początkiem pięknej, ale pełnej wzlotów i upadków kariery Machine Heada. Do 1999 roku był to najlepiej sprzedający się debiut w stajni wytwórni Roadrunner; do chwili gdy pewnych 9 zamaskowanych gości z Des Moines wypuściło swój. 

Green Day – Dookie

Ponad 20 milionów sprzedanych egzemplarzy płyty zespołu, który jeszcze kilka lat wcześniej grywał na szkolnych podwórkach, czy robił średnio rentowne trasy odwiedzając między innymi nasze polskie Gryfino. Dla wielu punk rock to muzyka, której miejsce jest i powinno pozostać w podziemiu. „Dookie” totalnie zmieniło ten obraz i pokazało, że poza szybkim tempem i przysłowiowymi „trzema akordami na krzyż” jest też miejsce na melodię i zgrabnie napisane piosenki, które mogą porwać tłumy i spodobać się niemal każdemu. Blink-182, Sum 41, Fall Out Boy czy My Chemical Romance – ciężko sobie wyobrazić wielkie kariery tych zespołów, gdyby Green Day nie przetarł dla nich szlaków. Ten album potwierdził jedną zasadę: „dobra prostota zawsze się obroni”. Ba, może być nawet rewolucyjna.

The Offspring – Smash

Druga po „Dookie” płyta, która miała kluczowy wpływ na rozwój tzw. pop punka. O ile Green Day był już podpisany z dużą wytwórnią Reprise, tak komercyjny przełom dla Offspringa nastąpił jeszcze w szeregach niezależnej wytwórni Epitaph. Z wynikiem ponad 11 milionów sprzedanych egzemplarzy „Smash” jest rekordzistą wśród albumów wydanych przez niezależnego wydawcę. Podobnie jak w przypadku Green Daya, trzecia płyta The Offspring to perfekcyjne połączenie prostoty z przebojowością. Pomimo poruszania trudnych tematów z nagrania płynie werwa i pozytywna energia, jednak pozbawiona tego jajcarskiego wydźwięku, z którego Kalifornijczycy byli znani później. Przy rozwoju sceny warto pamiętać o takich zespołach jak między innymi Bad Religion czy NOFX, które również w 1994 roku wydały dla siebie przełomowe płyty, wcześniej przygotowując grunt dla Green Daya czy Offspringa jeszcze w podziemiu. Mimo to skala sukcesu komercyjnego wobec nich była nieporównywalna. 

Kyuss – Welcome To Sky Valley

Stoner rock mimo, że jest nurtem powszechnie kojarzonym to cały czas jest mocno osadzony w undergroundzie. Nie nastąpił konkretny moment przejścia do mainstreamu, jak to miało miejsce przy heavy metalu, punku, grunge’u czy hip-hopie. Można podać przykład Queens Of The Stone Age, których mimo ściśle stonerowych początków ciężko jednoznacznie w ten sposób nazywać. Najbliższej tego była wcześniejsza grupa Josha Homme’go, czyli Kyuss. „Welcome to Sky Valley” to czwarta płyta formacji, która jest ich najpełniejszym dziełem. Muliste riffy, poczucie transu i pustynna atmosfera wylewa się z nagrania i pomimo różnych stonerowych frakcji można uznać ten album za klasykę do której się wraca. Niesamowicie cenię sobie nagrania takich formacji jak Sleep i Electric Wizard czy późniejszych, jak Truckfighters lub All Them Witches. Jednak gdybym pokazać komuś czym jest stoner rock, to na pierwszy ogień wybrałbym „Welcome To Sky Valley”.

Korn – Korn

Pewnego razu podczas jednej z tysiąca rozmów o nu metalu, jakie prowadzę z Filipem Pągowskim (z zespołu .bhp), padł mocny statement. Debiut Korna był tym samym dla metalu, czym „Nevermind” Nirvany było dla rocka. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej się do tego przekonuję. Potocznie się mówi, że od tej płyty zaczął się nu metal i rzeczywiście ciężko nie znaleźć odwołań do tego albumu w późniejszych nagraniach tego nurtu. Mimo to, pierwszy longplay Korna jest pozycją tak osobliwą i niepodrabialną, że już na starcie nie można było ich pomylić z nikim innym. Pomimo 3 dych na karku cały czas brzmi to ekscytująco, świeżo i inspirująco. O tym krążku powiedziano już bardzo dużo i podobnie jak sam zespół obrósł legenda. O ile na początku mówimy o wpływie tego albumu na scenę metalową, to w mojej opinii jej dziedzictwo sięga znacznie dalej.

10 lutego 2025

kontaktkontakt
TVPWKlub FocusSSPW